Nasz gość wspominał, że The Rolling Stones zaczął słuchać w wieku 12 lat a po koncercie w Warszawie w 2007 roku uznał, że to będzie jego "kapela numer jeden". Teraz, po 11 latach, oczywiście wybiera się na lipcowy koncert w Warszawie. Bilet kupił w przedsprzedaży dla fanów, w której kod dla Polski, jakżeby inaczej, brzmiał ANGIE.
Torzecki zwraca uwagę na to, że Stonesi nie są prostą rockową kapelą, tylko zespołem bardzo inteligentnych muzyków, którzy potrafili przez kilkadziesiąt lat pilnie śledzić muzyczne trendy i flirtować z różnymi gatunkami: od bluesa, przez funk czy nawet disco po elektronikę.
- Keith Richard zawsze dbał o rockowy charakter zespołu, Mick Jagger krążył po klubach i słuchał tego, co modne. Nie należy też zapominać o jazzowym wątku w dziejach Stonesów, to jedyny zespół rockowy, który ma jazzowego perkusistę. Charlie Watts opowiada, że nie słucha gitarzystów, śledzi tylko to, jak śpiewa i frazuje Jagger - opowiadał nasz gość.
Sporo rozmawialiśmy także o czarnej legendzie Stonesów, złych chłopców, którzy byli przeciwieństwem o niebo grzeczniejszych The Beatles. Narkotyki, groupies, romanse, rzekomy satanizm "Sympathy For The Devil", tragedia na festiwalu w Altamont, który był antytezą Woodstock i symbolicznym końcem optymistycznej epoki flower power - to część historii The Rolling Stones.
- Stonesi to ostatnia kapela z lat 60., która do dziś potrafi zapełnić stadiony - mówi Torzecki. - I bardzo cieszy to, że na koncertach widzę ludzi w wieku mojego dziadka i fanów znacznie młodszych ode mnie.