Do paru spięć doszło między Małgorzatą Wilkos z Solidarnej Polski a Tomaszem Kostusiem z Platformy Obywatelskiej. Wilkos cieszyła się, że będzie jeden wspólny marsz w Warszawie, w którym wezmą także udział przedstawiciele Polonii. Kostuś apelował o wspólne świętowanie, przychylnie mówił o jednym marszu, wspomniał o kwiatach złożonych rano przez Donalda Tuska i Grzegorza Schetynę, ale – zapytany przez radną Wilkos – przyznał, że politycy opozycji nie wezmą udziału w Marszu Biało-Czerwonym, który firmują prezydent i premier.
Łukasz Dymek z Nowoczesnej chciałby, żeby marsze 11 listopada przypominały te w obronie konstytucji RP, z kolei Piotr Pancześnik z Porozumienia ripostował, że w takim razie odczuwa dysonans poznawczy, bo te marsze wcale nie były wspólnotowe i do końca pokojowe, ostrzegał też przed tym, że relacje z obchodów w Warszawie mogą nie być do końca dla Polski korzystne.
Paweł Grabowski, poseł ruchu Kukiz ’15, stwierdził, że próba zakazania marszu była antypolską prowokacją, tymczasem powinniśmy pamiętać, jak wielki cywilizacyjny sukces odniosła Polska. Poseł Mniejszości Niemieckiej Ryszard Galla zauważył za to, że zakaz marszu narodowców zmobilizował rządzących do zorganizowania własnego marszu, stwierdził też, że niedobrze się stało, iż takie decyzje, jak pomysł rządowego marszu, podejmowane są w ostatniej chwili.