O wizji świata niczym z powieści science-fiction mówią już oficjalne rządowe raporty, naukowcy - chociażby socjolog Grzegorz Lindenberg - wieszczą, że za 30 lat w Europie zabraknie pracy nie tylko dla niewykwalifikowanych imigrantów, ale także dla rodowitych Europejczyków, co może prowadzić do poważnych konfliktów społecznych.
Dr Witold Potwora, ekonomista z WSZiA, uspokajał, że rozwój technologii z zasady nie powinien zagrażać ludziom, więc czarne scenariusze raczej się nie ziszczą. Przyznał jednak, że społeczne zmiany są nieuniknione, choć wizja niepracujących mas utrzymywanych przez państwo (z opodatkowania robotów) przypomina mu jako żywo wizje społeczeństwa socjalistycznego, gdzie każdy "otrzymuje według potrzeb". Stwierdził jednak, że prawdopodobnie ludzie będą w przyszłości po prostu wykonywali inną pracę niż teraz.
O zagrożeniach mówił Lesław Adamczyk z BCC. Stwierdził, że już dziś mamy problem z ogarnięciem informatyzacji. Przykładem działania militarne, w których już teraz trudno stwierdzić, czy o eliminacji żywego celu decyduje człowiek czy dron. Wspominał też swoją wizytę w niemieckiej fabryce samochodów, gdzie dwóch automatyków pilnowało hali z 5 tysiącami robotów. Ale, paradoksalnie, liczba pracowników fabryki, w sumie 38 tysięcy osób, nie spadła. Zdaniem Adamczyka, największe zmiany będą dotyczyć struktury społecznej - możemy dożyć czasów, gdy większość ludzi nie będzie pracować, będzie za to otrzymywać dochód gwarantowany i zajmować się sprawami prywatnymi.
Czarne scenariusz kreślił Piotr Pancześnik z Kongregacji. Stwierdził, że nie wyobraża sobie świata zamieszkanego przez 7 miliardów hedonistów. Ostrzegał także przed odhumanizowaniem, które towarzyszy robotyzacji. Jeśli, a już się to dzieje, wkroczy do medycyny, bankowości czy wymiaru sprawiedliwości, to konsekwencje mogą być bardzo groźne. Przestrzegał także przed robotami drugiej generacji, czyli takimi, które będą same tworzyły roboty, praktycznie bez kontroli człowieka. Podkreślał, że roboty mają nam służyć a nie nas zastąpić.
Największym optymistą był Grzegorz Kuliś z BCC (jego firma ma dwa roboty: jeden wita gości na recepcji, drugi serwuje drinki). Z jednej strony stwierdził, że prace nad coraz bardziej autonomicznymi robotami trwają i ich tempo jest bardzo duże, z drugiej uspokajał, że roboty mogą nie tyle zabrać ludziom pracę, co uwolnić ich od tej najbardziej uciążliwej. Czyli, mając świadomość zagrożeń, trzeba także widzieć szanse. Przykładowo: automatyczne pojazdy są bezpieczniejsze od tych prowadzonych przez żywych kierowców.
Goście programu zgodzili się, że już mamy bardzo groźne przykłady zastosowania nowych technologii, choćby chiński system "scoringu", czyli oceny wiarygodności (czytaj: prawomyślności) obywateli, od którego zależy ich dostęp do takich czy innych usług. Jak zauważył Pancześnik, można sobie wyobrazić świat, w którym każdy będzie otrzymywał punkty za posłuszeństwo i od tego będzie zależała jego przysłowiowa "micha".