Dr Witold Potwora, ekonomista z WSZiA w Opolu, stwierdził, że w tej chwili mamy do czynienia ze sporem politycznym a nie ekonomicznym, a on sam ma mieszane uczucia, także dlatego, że o przyszłości europejskiej waluty sceptycznie wypowiadają się najwybitniejsi światowi ekonomiści. Dodał też, że nie wszystkie kraje unii przyjęły euro - Słowacja zrobiła ten krok, położone po sąsiedzku Czechy się na to nie zdecydowały, choć był to przecież nie tak dawno jeden kraj.
Lesław Adamczyk z BCC zauważył, że w debacie o euro trzeba się wznieść ponad bieżące polityczne spory, choć - jak dodał - samo euro od początku było projektem politycznym. Ma też jednak istotny wymiar gospodarczy: wspólna waluta ma pomóc w skutecznej rywalizacji z takimi ekonomicznymi potęgami jak Stany Zjednoczone i Chiny.
Grzegorz Kuliś, także z BCC, mówi, że ma do euro ambiwalentny stosunek, bo z jednej strony jako euroentuzjasta rozumie, że wspólna waluta wzmacnia Wspólnotę, ale ma też świadomość różnych konsekwencji gospodarczych, w tym zagrożeń w postaci na przykład boomu kredytowego.
Dr Jerzy Szteliga, reprezentujący OPZZ, stwierdził, nie polemizując z tezami prezesa PiS, uważa, że samo rozpoczęcie publicznej debaty o przyjęciu euro jest rzeczą dobrą, bo taka decyzja musi być poprzedzona długi rozmowami i analizami, które muszą przekonać Polaków. Bo bez tego niemożliwe będzie skuteczne przeprowadzenie referendum.
Najbardziej sceptyczny był Piotr Pancześnik z Kongregacji, który przypomniał, że posiadanie własnej waluty daje państwu określone możliwości. Dodał także, że złotówka ma już 100 lat a eksperyment, jakim jest euro, raptem 20. Przypomniał także o problemach, jakie miała i ma nadal Grecja.