30.09.2014 Krystian Mesjasz o najnowszych raportach na temat eurosieroctwa, które pokazały, że nie jest tak źle, jak nam się wydawało
Eurosieroctwo to cena, jaką Opolszczyzna płaci za pogłębione kontakty z Niemcami i innymi krajami Unii Europejskiej. te osobiste relacje od lat ułatwiają emigracje zarobkową, która dla wielu rodzin - nie tylko śląskich - stała się podstawowym modelem życia.
Co pokazują ostatnie badania? Jak się okazuje, w przypadku dzieci problem eurosieroctwa dotyczy 1 444 młodocianych, którzy wychowują się bez jednego lub dwójka rodziców (ten ostatni przypadek dotyczy szczęśliwie tylko 5 procent z tej grupy). Tak przynajmniej wynika z danych instytucji monitorujących problem. Co ciekawe, spada liczba rodzin, które w tej sytuacji poszukują pomocy pracowników socjalnych.
- Zagraniczne zarobki korzystnie wpływają na sytuację materialną tych rodzin - mówi nasz gość. - Jeśli szukają pomocy, to prawnej, na przykład w sprawie ustanowienia opiekuna dla takiego dziecka.
Badania pokazują za to, że eurosieroctwo jest znacznie bardziej dotkliwe dla osób starszych, po 65. roku życia, których dzieci wyjechały poza Opolszczyznę albo wyemigrowały na stałe i osamotnionych bliskich odwiedzają sporadycznie. Ci seniorzy - tę grupę oszacowano na 900 osób - są co prawda otoczeni opieką socjalną różnych instytucji (na przykład Caritas od lat świadczy im pomoc domową), ale cierpią z powodu osamotnienia. Nie zawsze mogą liczyć na wsparcie sąsiadów, bo część z nich mieszka w opustoszałych wioskach.
- Dlatego dobrym pomysłem są wszelkiego rodzaju domy dziennego pobytu - mówi nam Mesjasz. - Musimy także przeprowadzić kampanię uświadamiającą młodym ludziom wagę więzi rodzinnych, by zaczęli poważnie traktować swoje zobowiązanie wobec rodziców i dziadków, którzy ich wychowali.
Posłuchajcie: