Ze statystykami tego typu zdarzeń jest ten problem, że nie zawsze wiadomo, czy do tragedii doszło w związku z wypoczynkiem nad wodą, czy też jej okoliczności były inne. W tym roku na Opolszczyźnie odnotowano pięć przypadków utonięć i dwa tak zwane ujawnienia (ciało znaleziono w wodzie, ale nie ma pewności, co było przyczyną zgonu).
Nasz gość zachęca do korzystania z kąpielisk i tak zwanych miejsc wyznaczonych do kąpieli, bo tam zawsze są ratownicy. Nie brak jednak turystycznie atrakcyjnych akwenów, gdzie ratowników nie ma, bo gestor zbiornika ich nie wynajął. Tu trzeba się kąpać tylko na własną odpowiedzialność, ale ryzyko wypadku jest znacząco większe. Jak tłumaczy Krawiec, problemem jest koszt usługi: 13 zł za godzinę pracy (i to nie tylko w słoneczne dni, ale przez cały czas objęty umową "od - do"), to dla gospodarza akwenu za dużo, z kolei takie stawki są z punktu widzenia ratowników rażąco niskie i często w sezonie szukają sobie zatrudnienia za granicą. Nasz gość podkreśla, że odpowiedzialny gestor powinien się jednak zabezpieczyć, bo może się narazić jeśli nie na proces o odszkodowanie, to na negatywną opinię, że jego akwen nie jest bezpieczny. A to słaba reklama.
Z naszym gościem rozmawialiśmy także o kampanii społecznej, która ma uświadomić Polakom, że osoba tonąca nie zachowuje się tak, jak głosi stereotypowe wyobrażenie.
- Nie krzyczy, nie woła o pomoc, bo woda zalewa jej ustaw - mówi Krawiec. - Większość utonięć to tak zwane ciche utonięcia.