Dobosz przypomina, że Polska musiała uchwalić prawo wodne pod naciskiem Unii Europejskiej. Za brak tych regulacji groziła nam utrata około 3,5 miliarda euro. Pierwsza, mocno niedoskonała wersja prawa wodnego, została "przepchnięta kolanem" przy finalizowaniu prac nad umową akcesyjną ze Wspólnotą. Nad następną pracowały trzy kolejne sejmy, ostatecznie ustawę prawo wodne posłowie przyjęli ją we wtorek.
- Do tej pory za kwestie związane z wodą odpowiadały dziesiątki różnych aktów prawnych, związanych z ochroną środowiska, prawem geologiczny czy drogownictwem - wylicza nasz gość. - Oznaczało to także, że za wodę odpowiadały dziesiątki różnych instytucji.
Teraz ma się to zmienić: na wzór Lasów Państwowych powstać mają Wody Polskie, które będą za pośrednictwem różnych regionalnych urzędów gospodarowania wodami zarządzać praktycznie wszystkimi działaniami okołowodnymi, od wydawania pozwoleń i operatów po inwestycje przeciwpowodziowe. I Wody Polskie będą miały na to środki, bo do kasy tej właśnie instytucji wpływać będą wszystkie opłaty przewidziane prawem wodnym. A będzie ich więcej, bo pojawią się na przykład opłaty za ograniczanie naturalnej retencji.
- Jeśli ktoś buduje wielohektarowe parkingi czy wielopasmowe drogi, to ma to istotny wpływ na retencję. Woda nie wsiąka w ziemię, tylko gdzieś spływa i czasem kogoś przy okazji zalewa. A nawet jeśli trafi do jakiegoś zbiornika, to też nie wsiąka w ziemię, tylko paruje, przez co ją tracimy - mówi ekspert. - I taki inwestor powinien być obciążony dodatkowymi kosztami, bo woda jest dla nas zbyt cenna, by ją tak marnować.