Gruzja/ Dziennikarz: kraj znalazł się na rozdrożu, protesty będą trwać
Pierwsza duża demonstracja w tym roku odbyła się 9 kwietnia, później protesty zaczęły być regularne, ludzie zbierali się na mniejszych i większych akcjach prawie każdego dnia - opowiada PAP Keszelaszwili, który od początku relacjonuje demonstracje w gruzińskiej stolicy.
Dziennikarz podkreśla, że trwające w kraju protesty nie są scentralizowane; organizują je różne grupy, w tym studenci czy przedstawiciele świata kultury. Władze próbowały zmarginalizować i zastraszyć organizatorów głównych akcji, czyli przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, organizacje pozarządowe; później jednak dostrzegły, że protestują też zwykli obywatele, więc stało się to dla nich trudne - ocenia rozmówca PAP.
By wziąć udział w protestach, do Tbilisi przybyły też osoby spoza stolicy, często bez środków finansowych. Jak opowiada Keszelaszwili, w internecie powstała inicjatywa, w ramach której ludzie oferują pomoc materialną czy nocleg. Obecnie grupa zrzesza 170 tys. internautów i służy też jako miejsce wymiany wiadomości na temat protestów.
"Protesty trwają już od ponad miesiąca. Ludzie sami się organizują. To bardzo ważne dla społeczeństwa. W przeszłości partia rządząca w swojej propagandzie próbowała zmarginalizować (protesty), tłumacząc, że stoją za nimi siły polityczne, które tylko chcą przejąć władzę" - podkreśla. "Teraz rządzące Gruzińskie Marzenie rozpowszechniało narrację, według której za protestami stoją ludzie, którzy nie kochają swojej ojczyzny, że to głównie grupy LGBT, że akcje finansowane są przez zachodnie kraje, które chcą wywierać wpływ na Gruzinów..." - dodaje.
Według niego brak struktury organizacyjnej protestów może okazać się słabym punktem obecnej fali demonstracji. "Jednocześnie rząd jest bardzo zorganizowany, deputowani wykonują polecenia liderów, są spójni, mają służby specjalne, mają do dyspozycji MSW, które wykorzystują do rozganiania protestów i zastraszania ludzi" - mówi dziennikarz.
"Władze usilnie próbują kontrolować protesty, zmarginalizować je, ale nie przynosi to pożądanego efektu" - ocenia.
Rozmówca PAP zaznacza, że jest to moment, w którym kraj staje przed wyborem: Rosja czy Europa. "Ta ustawa może naprawdę zmienić kurs naszego kraju" - przyznaje Keszelaszwili.
Dziennikarz informuje, że podczas demonstracji nocą 16 kwietnia zastosowano wobec niego i innych pracowników mediów przemoc. Policja jest w tym roku bardziej agresywna względem protestujących niż w przeszłości - ocenia.
"Relacjonowaliśmy protest, było późno, ludzie już zaczęli się rozchodzić. (...) Podeszli do nas mężczyźni w czarnym umundurowaniu, zamaskowani, zaczęli przeganiać protestujących, bić i zatrzymywać ich. Pracuję jako dziennikarz od 10 lat i wiem, że czasem policja podczas zatrzymań używa siły. Ale to wyglądało inaczej - jakby wyłącznie chcieli ich pobić, byli bardzo agresywni" - opowiada.
Grupa funkcjonariuszy podeszła do dziennikarza, zaczęła na niego krzyczeć, przepędzać go. "Powiedziałem, że jestem dziennikarzem i mam prawo nagrywać. Jeden z nich mnie uderzył i zabrano mi na chwilę telefon, więc przerwało się nagrywanie" - relacjonuje. Sprawę opisał Międzynarodowy Komitet Ochrony Dziennikarzy (CPJ).
Rozmówca PAP podkreśla, że siły porządkowe próbują przeszkadzać dziennikarzom w wykonywaniu przez nich pracy w rozmaity sposób - uderzając ich, zabierając im telefony czy stosując inny rodzaj agresji. "To jest teraz nasza codzienność, ale to jest nasza praca, są to bardzo ważne wydarzenia i nie poddamy się, będziemy próbować bronić naszych praw" - zapewnia.
Dziennikarze otrzymują też anonimowe groźby, próbuje się ich zastraszać, nazywa zdrajcami. "Takiego zastraszania wcześniej nie było" - przyznaje.
"Niektórzy eksperci mówią, że to jest jak wojna, można mieć pewne oczekiwania, ale jest wiele czynników, które mogą mieć wpływ na dalszy rozwój sytuacji" - podkreśla dziennikarz.
Keszelaszwili ocenia, że jest to bardzo istotny czas dla państwa gruzińskiego, które znalazło się na rozdrożu. "Partia rządząca zaczyna wykorzystywać narrację, która jest wyraźnie antyzachodnia i prorosyjska" - kontynuuje.
Według niego parlament przegłosuje ustawę w finalnym czytaniu, a protesty będą kontynuowane. W październiku w kraju mają odbyć się wybory; przed nami bardzo trudny okres - prognozuje Keszelaszwili. Według niego Gruzińskiemu Marzeniu tym razem nie będzie łatwo wygrać w wyborach, ponieważ nawet niektórzy ich lojalni wyborcy krytykują ich działania.
"Ale będą robić wszystko, by zwyciężyć, by stłumić protesty, by panował spokój przed wyborami" - mówi dziennikarz. "To będzie bardzo gorące, trudne lato w Gruzji" - prognozuje.
Jeśli partii uda się przegłosować ustawę i wygrać wybory, władze zaczną wykorzystywać więcej "autorytarnych metod", będą coraz bardziej zbliżać się do Rosji i oddalać od Europy - uważa dziennikarz. "Społeczeństwo doskonale sobie z tego zdaje sprawę, dlatego protesty trwają już od ponad miesiąca, nie osłabły, a wręcz przeciwnie, zintensyfikowały się" - podsumowuje Keszelaszwili.
Natalia Dziurdzińska (PAP)
ndz/ ap/